Poszukując rozwiązania moich sezonowych problemów odkryłam, że może być ono dziecinnie proste. Zwykła maść z witaminą A, którą pamiętam z dzieciństwa jako najlepszy lek na zajady i którą regularnie stosuję na suche łokcie, przyniosła natychmiastową poprawę stanu mojej skóry. „Suche skórki” jak za dotknięciem magicznej różdżki zniknęły, usta stały się gładkie i miękkie, a skóra pod oczami jest wyraźnie lepiej nawilżona. I to już po jednorazowej aplikacji maści! A to wszystko dosłownie za gorsze. :-)
Pamiętajcie, że jeżeli jak ja posiadacie cerę mieszaną lub tłustą, stosowanie maści jak kremu powinno być raczej doraźną terapią, niż stałym zwyczajem. Głównym składnikiem maści jest gliceryna, która na dłuższą metę może zapychać pory. Posiadaczki skóry suchej mogą korzystać z dobrodziejstw tego niepozornego cuda regularnie.
Jedynym minusem maści z witaminą A może być mało wygodne, tubkowe opakowanie. Jednak producenci dążą do tego by duża ilość produktu zmieściła się w mniejszym opakowaniu i by była ona poręczna podczas podróży czy codziennego żcyia.
Macie maść z witaminą A w swoich apteczkach? Jeśli tak, może warto wypróbować ją na kilka niekonwencjonalnych sposobów? :-)
Autorka: Joanna Stanuch