Równo miesiąc temu zaproponowałam wam wykonanie kolejnego, sportowego wyzwania, jakim jest codzienne, krótkie bieganie. Propozycja spotkała się z waszym dużym entuzjazmem – nic dziwnego, bo to zadanie z pewnością należało do tych wyjątkowych. I nie chodzi mi tu o wysiłek fizyczny; choć sam trening nie był ciężki, samo zabranie się do niego w aktualnych warunkach pogodowych było nie lada wyczynem.
Na całe szczęście, pogoda nie dawała nam w kość przez cały miesiąc – krótkie podrygi babiego lata były czasem, w którym biegało mi się najlepiej. Codziennie wybierałam się na jogging, który w zależności od mojego samopoczucia i wolnego czasu trwał średnio od 15 do 35 minut. Trenowałam zwykle w godzinach porannych – gdy najłatwiej było mi wygospodarować nieco czasu i energii do biegania. Efekty pojawiły się nadzwyczaj szybko.
Z racji tego, że od dobrych kilku miesięcy moje treningi odbywają się głównie w siłowni i klubie fitness, bieganie na świeżym powietrzu odstawiłam na dalszy plan. Podjęcie wyzwania było zatem doskonałą okazją do przypomnienia sobie zalet tego najprostszego treningu. Tak, jak oczekiwałam, drobne zmiany pojawiły się na dwóch istotnych płaszczyznach: fizycznej i duchowej.
Zmiany fizyczne są jednak niczym w porównaniu z tym, jak bieganie wpłynęło na moje samopoczucie. Polecam to wyzwanie każdemu, kogo jesienią łapie popularna chandra. Nie ma lepszego źródła endorfin, niż aktywność fizyczna. Nawet, jeśli do włożenia butów sportowych i wyściubienia nosa z domu zniechęca was deszczowa pogoda, po prostu zmuście się do przebiegnięcia choćby niewielkiego dystansu. Gwarantuję, że na nim nie poprzestaniecie, gdy poczujecie zastrzyk pozytywnej energii i ciepło pomimo chłodnej aury. Wystarczy, że włożycie odpowiednie co do warunków ubrania i zaopatrzycie się w pozytywne myślenie.
Miesięczne bieganie sprawiło, że:
Jak wspominałam podczas zachęcenia was do podjęcia wyzwania, nasze miesięczne bieganie nie miało na celu przygotowania nikogo do maratonu czy wyrzeźbienia nóg atlety. Głównym celem zadania było przełamanie własnych barier, a także zauważenie w aktywności fizycznej sposobu na poprawę samopoczucia. Efekty, takie jak ładniejsze nogi czy skóra miały stanowić jedynie przyjemne dodatki.
Wielu z was pytało – czy bieganie na co dzień jest bezpieczne? O ile nie borykacie się z problemami natury ortopedycznej i wiecie, jak biegać prawidłowo, nie ma żadnych przeciwwskazań, aby wybierać się na codzienny, lekki jogging. Potwierdzają to przypadki wielu znanych sportowców (np. Julia Maxwell). Zatem – jeśli chcecie pozbyć się stresu, poprawić wydolność oddechową i poprawić swoje samopoczucie – nic nie stoi na przeszkodzie, by codziennie biegać. Trening tego typu jest bezpieczny i praktycznie nie da nam szansy na to, byśmy wyrządzili sobie krzywdę.
Pamiętałam o kilku aspektach, które miały wpłynąć pozytywnie na moje codzienne bieganie. Trening tego typu wymagał przede wszystkim obowiązkowej rozgrzewki – choć kilkuminutowej, jednak gwarantującej, że nie pojawi się kontuzja. Rozciąganie wykonywałam po każdym bieganiu – efekty fizyczne dzięki temu pojawiły się znacznie szybciej, a dodatkowo udało mi się zapobiec powstawaniu zakwasów.
Istotną rolę przypisuję również posiłkom przed bieganiem – a więc po prostu zdrowym, sycącym śniadaniom, które zapewniły mi długotrwałe uwalnianie energii potrzebnej do wysiłku. Podczas samego biegania obowiązkowo miałam przy sobie małą butelkę wody. To wszystkie szczegóły, o których należy bezwzględnie pamiętać... no, może jeszcze ten jeden: nie ma mowy o wymówkach i zniechęcaniu się!
Obserwujcie Dbam o Siebie na Facebooku w oczekiwaniu na kolejne wyzwanie, które dla was przygotuję. :)