Na początku nie było łatwo – fakt. Pomimo regularnej aktywności fizycznej, a także krótkiej rozgrzewki przed squatami, przez pierwsze dwa tygodnie musiałam stawiać czoła nieprzyjemnym zakwasom. Na szczęście, dzięki wypróbowanym sposobom na pozbycie się ich moje mięśnie szybko wróciły do formy, a ja mogłam walczyć ze squatami dalej :) przyznam, że po przekroczeniu magicznej „setki” dzieliłam powtórzenia na 2 lub 3 serie, oddzielone kilkunastosekundową przerwą i łykiem wody. Szczęśliwie udało się dobrnąć do 30 dnia i 250 powtórzeń!
Sprzymierzeńcy w walce
Mogłoby się wydawać, że do wykonywania przysiadów w domu praktycznie nie musimy specjalnie się przygotowywać. U mnie jednak wygodne legginsy i buty zapewniające stabilną postawę fenomenalnie zwiększyły komfort wykonywanych ćwiczeń. Z tego powodu i Wam polecam zaopatrzyć się w dobrą odzież sportową, przede wszystkim służącą Waszej wygodzie, a tym samym – poprawności wykonywanych ćwiczeń.
Zauważalne zmiany
Pozornie miesiąc to krótki czas na wyraźne poprawienie stanu mięśni, ja jednak zauważam istotną zmianę. Mięsień dwugłowy uda jest widoczniej zarysowany i twardszy, z kolei same pośladki stały się jędrniejsze i lekko uniesione. Te efekty zachęcają mnie do kontynuowania ćwiczeń na pośladki – w dłuższej perspektywie czasu efekty mogą być fenomenalne! Osobiście, postaram się wykonywać przysiady regularnie jeszcze w tym miesiącu, aby z dumą włożyć dopasowaną kreację przed sylwestrowym balem ;)
Ćwiczyłyście skrupulatnie? Dajcie koniecznie znać, jakie efekty zauważyłyście u siebie, a ja wkrótce zaproponuję Wam zupełnie nowy challenge! W końcu – co to za życie bez wyzwań? :)