W tramwaju, przy biurku, za kierownicą – z siedzenia zrezygnować zwyczajnie się nie da. Pozytywnym myśleniem nie nastraja fakt, że prowadzone przez 12 lat kanadyjskie badania pokazały, że im więcej czasu osoby spędzały siedząc, tym wcześniej umierały – nie zależnie od wieku, wagi czy tego, ile ćwiczyły.
Siedzenie samo w sobie nie jest dla naszego organizmu niczym złym. Energooszczędna, stabilna pozycja właściwie nam nie szkodzi. Problem pojawia się, gdy bezruchu nadużywamy – kiedy z biurowego krzesła przesiadamy się na fotel samochodu, a tuż później na kanapę. Udowodniono, że siedzący tryb życia ma ścisły związek z chorobami serca, depresją i cukrzycą. Co najgorsze – podobnie jak nikotyna uzależnia, utrudniając zmianę szkodliwych nawyków.
Mniej ruchu to mniej hormonów szczęścia. Brzmi jak oczywisty frazes, jednak o tej powszechnej prawdzie zapominamy nagminnie, co wskazują inne badania. W 2013 roku przebadano 30 tysięcy kobiet i na tej podstawie udowodniono, że te przesiadujące dziennie ponad 9 godzin były bardziej podatne na stany depresyjne niż te, które w bezruchu spędziły tylko 6 godzin.
Co zatem możemy zrobić? Przecież nikt nie będzie wykonywać pracy biurowej w biegu, a po wyjątkowo ciężkim dniu zmuszać się do spaceru zamiast podróży samochodem. Okazuje się, że najlepszym wyjściem z siedzącej pułapki są częste zmiany pozycji. Przenośmy ciężar ciała raz na jedną, raz na drugą stronę, zmieniajmy ułożenie nóg. Kontrolujmy stale regulację naszego krzesła. O ile to możliwe, co jakiś czas wstawajmy, czy też urządźmy sobie małą przechadzkę. Słowem – wszystko, byleby nie pozostawać w śmiertelnie groźnym bezruchu.